Kto z nas nie słyszał o polsko-angielskich potworkach językowych? Nie tylko nasi rodacy z Chicago czy ci mieszkający na Wyspach słyną z zniekształcania języka ojczystego. W Hiszpanii mamy okazję zaobserwować podobne zjawisko. Oto cuda, które udało nam się wyłowić:
- „Cześć mała, ile kobrujesz?” - od razu zaznaczamy, że nie jest to pytanie skierowane do pań lekkich obyczajów lecz zwykła chęć poznania ceny usługi tłumacza przysięgłego
- „Jadę na trzecią plantę” - czyli po polsku: na trzecie piętro
- „Pracuję w oficynie” - wyłączając przypadek pracy na tyłach kamienicy, chodzi o to, że pracujemy w biurze
- „Ile dostanę paru?” – mówiąc krótko: zasiłku
- „z akochonowałam się”- nasz zdecydowany faworyt, dla preferujących język polski: przeraziłam się, przestraszyłam się
Kwiatki naprawdę przecudne!
OdpowiedzUsuńEspolish to dla mnie jeszcze nowość, natomiast Enpolish, jak najbardziej miałam okazję usłyszec np. idę polukać na stricie!
Oj, zdarzają się "kfiatki". Mi się, między innymi, zdarzyły następujące:
OdpowiedzUsuń"czy muszę zaktualizować padrona do para?" - chodzi o podanie aktualnego adresu zameldowania w celu strarania się o zasiłek.
"muszę zrobić rentę" - rozliczenie podatku.
No i oczywiście "abogado" nieśmiertelenie przekładany jako adwokat, niezależnie czy ma nas bronić, oskarżać czy doradzać.
Oj tak! Nasza umiejętność wykorzystywania i „dopasowywania” obcojęzycznych zwrotów jest zaskakująca:-)
OdpowiedzUsuń