Wiele osób pytanych o zalety zawodu tłumacza natychmiast wskazuje na elastyczny czas pracy i możliwość dostosowywania grafiku do własnych potrzeb i obowiązków. W przypadku, gdy dokument jest krótki a klientowi nie spieszy się z terminem możemy, dzięki odpowiedniej organizacji, rozłożyć sobie godziny pracy i znaleźć tym samym chwilę na odpoczynek. Gdy tłumacz pracuje na własną rękę, może też po szybkiej kalkulacji ewentualnych zysków i strat zadecydować o tym, czy podejmie się danego zlecenia. Co jednak, gdy klient jest ważny i, wymawiając przy tym magiczne słowo „urgente”, przesyła nam skomplikowany kilkunastostronicowy dokument do przetłumaczenia „na wczoraj”? A jeśli nie na wczoraj, to przynajmniej na „dziś” i co najmniej na „za chwilę”? Zaciskamy zęby, rzucamy wszystko i w pocie czoła uwijamy się, aby zrealizować zlecenie? A może rezygnujemy stwierdzając, że praca w tak dużym stresie i pod presją czasu nam nie odpowiada, nie zważając tym samym na zasadę „klient nasz pan”? Jak wybrnąć z takiej sytuacji i dokonać najlepszego wyboru? Kiedy ważniejszy jest klient i zlecenie, a kiedy czas i prywatne plany tłumacza? Może spotkały Was podobne sytuacje?  


Brak komentarzy